Maksymilian Robespierre był kluczowym, obok Dantona, francuskim rewolucjonistą. Obaj zaciekle protestowali przeciwko terrorowi monarchy, by ostatecznie terrorem walczyć z przeciwnikami Rewolucji Francuskiej. Można by rzec, że zło złem zwalczali. To, przeciwko czemu protestowali, stało się rzeczywistością ich życia. Robespierre, twórca krwawego terroru, ostatecznie sam został ścięty na gilotynie. Cóż za ironia, jakże makabryczna historia! Tym, kim nie chciał być, stał się. Czego to mnie uczy dzisiaj tu w kościele i teraz w tym czasie?
Gdzie szukać analogii? Kościół, lewicowa Rewolucja Francuska, tyrania tych, którzy z tyranią walczyli.
Trochę już żyję i trochę widziałem, aby wyrobić sobie pogląd na pewne procesy zachodzące pośród nas, dzieci wielkiego Boga.
Nawróciłem się na początku lat 90-tych ubiegłego stulecia. Był to absolutnie czas Bożego poruszenia. Kościół był świeży, pełen Bożej obecności i mocno pionierski. Głęboko byliśmy przekonani, że ten stan Bożego poruszenia jest nam dany raz na zawsze. Nic bardziej mylnego. Gdzieś w połowie lat 90-tych dynamika rozwoju Kościoła mocno spowolniła. Coraz mniej ludzi przyjmowało chrzest. Do głosu zaczęły dochodzić opinie zalecające umiar i stabilizację, zamiast szalonej duchowej rewolucji. Efektem owych głosów była zupełna utrata dynamiki cechującej Boże poruszenie. Chrześcijaństwo zaczęło być w dużej części informacyjne, a w mniejszym stopniu miejscem doświadczania Boga. O Nim się opowiadało, a coraz mniej doświadczało.
Następuje przełom wieków i eksplozja ruchów modlitewnych i wstawienniczych na świecie. Także i u nas pojawiają się Boże inicjatywy, pobudzające wierzących różnych wyznań do wspólnej modlitwy i toczenia duchowego boju za nasze miasta i kraj. Jakże to były piękne czasy! Bariery denominacyjne zaczęły znikać, czego owoc odczuwamy do dzisiaj.
Jednak, o dziwo, ruchy modlitewne, choć nie idealne, napotkały na silny opór nie ze strony świata niekościelnego czy systemów religijnych. Kontra i konstatacja przyszły ze strony rewolucjonistów i pionierów lat 90-tych. Do dziś pamiętam artykuł w zacnym chrześcijańskim czasopiśmie, który występował przeciwko tzw. wstawiennikom. Pamiętam moje zdziwienie, kiedy okazało się, że jego autorem jest jeden z pionierów lat 90-tych, który absolutnie ma swoje piękne miejsce w historii Kościoła w Polsce. Potem przyszedł czas reformy kształtu kościołów na bardziej zrozumiałe dla otoczenia, prezentujące dobrą jakość i kulturę Królestwa Bożego. Wtedy moja skromna osoba stała się obiektem ataku wielu ludzi, którzy wcześniej sami byli prześladowani za swoją pionierskość. Nie mogłem się nadziwić, że ci, którzy tyle wycierpieli dla Boga, sami zadają cierpienia swoim młodszym partnerom w służbie. To, z czym walczyli, stało się treścią ich życia. Moją modlitwą jest, aby to, czego się obawiam, nie przyszło na mnie. Mimo wieku życzliwie patrzę, jak młode lwiątka ochoczo przekraczają bariery, chrześcijańskie tabu, odkrywają nowe formy i inny język komunikacji. Uczę się tego i pragnę rozpoznawać poruszenie Ducha Świętego poprzez kolejną generację, bo nie chcę, aby to, z czym walczyłem, stało się treścią mojego życia.
Oto kilka symptomów letargu Ojców:
– umiłowanie przeszłości jako ostatniego prawdziwego poruszenia Ducha Świętego;
– kwestionowanie głębokości wiary młodszego pokolenia;
– zarzucanie światowości kolejnym pokoleniom;
– kwestionowanie współczesnego uwielbienia jako płytkiego i infantylnego;
– niechęć do osobistej zmiany;
– lęk przed zwiedzeniem;
– rozgoryczenie, że przebudzenie nie przychodzi w formie, jakiej oczekuję;
– cichy żal, że Bóg używa ludzi w moim odczuciu niekompetentych;
Nikt nie ma monopolu, ani wiecznego patentu na świeżość wiary. Każdego dnia decydujmy się żyć z otwartym sercem i umysłem. Bóg nie jest niczym związany, a już na pewno nie będzie się przejmował naszymi oczekiwaniami i dyrektywami, jak to ma wszystko wyglądać. Bożego wiatru nie da się zatrzymać, można jedynie stanąć po właściwej stronie i rozpiąć swoje dawno nieużywane żagle, aby nie pozostać samotnym i nie tak już białym żaglem.
Życzę sobie i wam świeżości wiary.