Mam głębokie przekonanie, że rozpoczyna się ożywienie w polskich charyzmatycznych wspólnotach i kościołach. Wielu ludzi ma ogromną potrzebę wspólnych zgromadzeń, na których chcą się modlić i uwielbiać Jezusa. Ten głód zamieni się w głód Bożej obecności i Pan wyleje swojego Ducha w nowy, świeży sposób. Bóg zabiera męczącą ciężkość, jaka ogarniała nasze wspólnoty. To duchowe ożywienie następnie sprawi, że Boży ludzie zaczną dzielić się swoją wiarą w prosty sposób face to face. Wielu liderów zacznie głosić łaskę i Boże miłosierdzie, gdyż sami będą dotknięci miłością Ojca. To już się zaczęło. Ten głód zaczyna mocno palić i sprawia pewien dyskomfort, przymuszający nas do zrobienia czegoś. Wake Up Church!
Rewolucja pożera swoje własne dzieci
Maksymilian Robespierre był kluczowym, obok Dantona, francuskim rewolucjonistą. Obaj zaciekle protestowali przeciwko terrorowi monarchy, by ostatecznie terrorem walczyć z przeciwnikami Rewolucji Francuskiej. Można by rzec, że zło złem zwalczali. To, przeciwko czemu protestowali, stało się rzeczywistością ich życia. Robespierre, twórca krwawego terroru, ostatecznie sam został ścięty na gilotynie. Cóż za ironia, jakże makabryczna historia! Tym, kim nie chciał być, stał się. Czego to mnie uczy dzisiaj tu w kościele i teraz w tym czasie?
Gdzie szukać analogii? Kościół, lewicowa Rewolucja Francuska, tyrania tych, którzy z tyranią walczyli.
Trochę już żyję i trochę widziałem, aby wyrobić sobie pogląd na pewne procesy zachodzące pośród nas, dzieci wielkiego Boga.
Nawróciłem się na początku lat 90-tych ubiegłego stulecia. Był to absolutnie czas Bożego poruszenia. Kościół był świeży, pełen Bożej obecności i mocno pionierski. Głęboko byliśmy przekonani, że ten stan Bożego poruszenia jest nam dany raz na zawsze. Nic bardziej mylnego. Gdzieś w połowie lat 90-tych dynamika rozwoju Kościoła mocno spowolniła. Coraz mniej ludzi przyjmowało chrzest. Do głosu zaczęły dochodzić opinie zalecające umiar i stabilizację, zamiast szalonej duchowej rewolucji. Efektem owych głosów była zupełna utrata dynamiki cechującej Boże poruszenie. Chrześcijaństwo zaczęło być w dużej części informacyjne, a w mniejszym stopniu miejscem doświadczania Boga. O Nim się opowiadało, a coraz mniej doświadczało.
Następuje przełom wieków i eksplozja ruchów modlitewnych i wstawienniczych na świecie. Także i u nas pojawiają się Boże inicjatywy, pobudzające wierzących różnych wyznań do wspólnej modlitwy i toczenia duchowego boju za nasze miasta i kraj. Jakże to były piękne czasy! Bariery denominacyjne zaczęły znikać, czego owoc odczuwamy do dzisiaj.
Jednak, o dziwo, ruchy modlitewne, choć nie idealne, napotkały na silny opór nie ze strony świata niekościelnego czy systemów religijnych. Kontra i konstatacja przyszły ze strony rewolucjonistów i pionierów lat 90-tych. Do dziś pamiętam artykuł w zacnym chrześcijańskim czasopiśmie, który występował przeciwko tzw. wstawiennikom. Pamiętam moje zdziwienie, kiedy okazało się, że jego autorem jest jeden z pionierów lat 90-tych, który absolutnie ma swoje piękne miejsce w historii Kościoła w Polsce. Potem przyszedł czas reformy kształtu kościołów na bardziej zrozumiałe dla otoczenia, prezentujące dobrą jakość i kulturę Królestwa Bożego. Wtedy moja skromna osoba stała się obiektem ataku wielu ludzi, którzy wcześniej sami byli prześladowani za swoją pionierskość. Nie mogłem się nadziwić, że ci, którzy tyle wycierpieli dla Boga, sami zadają cierpienia swoim młodszym partnerom w służbie. To, z czym walczyli, stało się treścią ich życia. Moją modlitwą jest, aby to, czego się obawiam, nie przyszło na mnie. Mimo wieku życzliwie patrzę, jak młode lwiątka ochoczo przekraczają bariery, chrześcijańskie tabu, odkrywają nowe formy i inny język komunikacji. Uczę się tego i pragnę rozpoznawać poruszenie Ducha Świętego poprzez kolejną generację, bo nie chcę, aby to, z czym walczyłem, stało się treścią mojego życia.
Oto kilka symptomów letargu Ojców:
– umiłowanie przeszłości jako ostatniego prawdziwego poruszenia Ducha Świętego;
– kwestionowanie głębokości wiary młodszego pokolenia;
– zarzucanie światowości kolejnym pokoleniom;
– kwestionowanie współczesnego uwielbienia jako płytkiego i infantylnego;
– niechęć do osobistej zmiany;
– lęk przed zwiedzeniem;
– rozgoryczenie, że przebudzenie nie przychodzi w formie, jakiej oczekuję;
– cichy żal, że Bóg używa ludzi w moim odczuciu niekompetentych;
Nikt nie ma monopolu, ani wiecznego patentu na świeżość wiary. Każdego dnia decydujmy się żyć z otwartym sercem i umysłem. Bóg nie jest niczym związany, a już na pewno nie będzie się przejmował naszymi oczekiwaniami i dyrektywami, jak to ma wszystko wyglądać. Bożego wiatru nie da się zatrzymać, można jedynie stanąć po właściwej stronie i rozpiąć swoje dawno nieużywane żagle, aby nie pozostać samotnym i nie tak już białym żaglem.
Życzę sobie i wam świeżości wiary.
Maleńkie stadko?
„Świat wkrada się do Kościoła. Musimy dbać przede wszystkim o czystość nauki. Szatan ciągle nas atakuje. Kościół nie robi tego, co powinien!”. Jakże często taki przekaz wyskakuje mi ze stron mediów społecznościowych. Myślę sobie wtedy, czy to jest ten sam niezwyciężony Kościół, który założył Pan Jezus, czy raczej jego peryferia we współczesnym świecie? Czy ci, którzy tak bardzo przestraszyli się diabła i świata, potrafią na ten świat wpływać? Głęboko wierzę, że przed powrotem naszego ukochanego Pana ziemia jeszcze zostanie potrzęsiona Bożym przebudzeniem. Żniwo dusz, jakie nadchodzi, nie miało precedensu w wiekach minionych. Moc Ducha Świętego przewyższy czas pierwszego Kościoła. Kto jednak będzie narzędziem w rękach naszego Mistrza? No, nie ci żyjący według mentalności oblężonej twierdzy. Nie defetyści utyskujący nad stanem Kościoła, ale ci, którzy porzucą mentalność maleńkiej trzódki i będą gotowi zapłacić cenę za osobistą przemianę. Ci wołający „albo mnie użyj, albo zabierz” zobaczą dzieła Boże i poszerzające się Królestwo Boże. Także Ci, którzy z odwagą i skromnością będą modlić się o chorych, zniewolonych, a Dobra Nowina o Jezusie zostanie nasączona osobistą troską o stan niezbawionych. Nadchodzi, a raczej już jest, czas naszego narodowego przełomu. W wielu miejscach serca ludzi są gotowe. Jednak osoby o mentalności wczesnego Gedeona nie są w stanie tego zobaczyć. Ta zasłona lęku może zostać zerwana przez objawienie, jakie daje Bóg. Zatem moją modlitwą jest, abyś zobaczył więcej z tego, co Bóg czyni w Polsce. Naszej Polsce!
Szacunek i hojność!
Z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, że dwa fundamentalne aspekty Królestwa Bożego, hojność i szacunek, szczególnie wymagają ustanawiania w naszych wspólnotach. Hojność to zdolność do dzielenia się obficie tym, co posiadamy, a także szacunek do przywódców i siebie nawzajem. Oba aspekty są połączone z głębokim objawieniem serca Boga wobec nas. Jestem hojny, bo mam wszystko, wierząc, że mój Tato w niebie ma dla mnie obfitość i jest dobry… ZAWSZE!
Szacunek to zrozumienie tego, jak bardzo jestem kochany przez mego Tatę w niebie i wartościowy w Jego oczach. To sprawia, że czuję się szanowany i dzięki temu szanuję innych, nadając im znaczenie. Jestem spokojny, kiedy innym powodzi się lepiej niż mnie. Ich pomyślność sprawia mi radość, ich sukcesy są moimi, a ich człowieczeństwo i słabości nie wywołują „świętego oburzenia”, bo nie muszę się czuć lepszy. Bóg mnie kocha i kropka. Wszystko, co chciałbym dodać od siebie, nie uczyni tej miłości większą.
Każdy ma swoje Radio Maryja
Umarła Królowa niech żyje Król. Niestety nasz kościelna małość ciągle ma się dobrze. Kolejny raz dał nam się we znaki kompletny brak szacunku wobec zmarłych i siebie nawzajem. Jezus zbawia, ale kościół niczego nie uczy, a na pewno nie uczy szacunku, który jest córką miłości. Miłość jest znakiem, a szacunek jej przejawem. Codziennie się przekonuje, jak deficytowym wyznaniem jesteśmy. Szczycimy się Biblią, a jej nie rozumiemy. Czytamy tylko to , co usprawiedliwia nasze lęki i kompleksy. Cytujemy Jana Chrzciciela, ale już zapominamy o umywaniu nóg. Nie lubimy samych siebie, potem nienawidzimy innych, a wszystko to opakowane w wierność Słowu i Bogu. Jak powiedział mój przyjaciel ; „…każdy ma swoje Radio Maryja. Tak my też je mamy i ono ciągle nadaje, nie z Torunia, ale z naszych serc.
Jak zachowałem świeżość?
Pamiętam rozmowę z pewną młodą dziewczyną, która zapytała mnie, co robię, że przez tyle lat płonę dla Boga? Było mi bardzo miło, że ktoś mnie tak postrzega. Zastanowiłem się i podałem kilka prostych rad. Oto one:
1. Bądź wolny od urazy.
Nie pielęgnuję urazy. Uważam to za podstawowy warunek zdrowego serca. Życie jest trudne i niesprawiedliwe. Spotykają nas przykre sytuacje. Ludzie, nawet bliscy, sprawiają nam ból. Czasami rana jest naprawdę duża. Jednak nie godzę się, aby uraza i nieprzebaczenie we mnie żyły i niszczyły moją duszę. Szybko zatem wybaczam.
2. Bądź w tym, co Bóg czyni TERAZ.
Bóg ciągle czyni rzeczy nowe i choć na przestrzeni lat wszystko już było, to jednak w każdym pokoleniu Jego obecność jest zawsze świeża i nowa. Podążanie za Bożym ogniem, ciągłe szukanie miejsca, w którym właśnie teraz On czyni swoje dzieło, jest ekscytujące. Nie okopuję się w twierdzy typu: wszystko wiem, widziałem, uważaj na zwiedzenie. Wciąż wypatruję Jego świeżego poruszenia i w tym trwam. Trzymam z ludźmi, którzy płoną. I nigdy się nie rozczarowałem. Pewne rzeczy mijają, ale przychodzą nowe. Zawsze jestem „NA CZASIE”.
3. Bądź człowiekiem bliskości.
Bycie dzieckiem Bożym oznacza prawdziwą bliskość z Ojcem, głęboką zażyłość. Ciągle zaskakuje mnie to, jak bardzo można się do Niego zbliżyć. Im częściej przebywamy sam na sam z Bogiem, tym bardziej uwrażliwiamy się na Jego obecność, nasączamy Nim. Wówczas nasze serce mięknie i wypełnia się Bożą miłością, powodując w nas głęboką przemianę.
Czy to wszystkie elementy rozniecające nasz wewnętrzny ogień? Pewnie nie, ale te na pewno są kluczowe dla mnie.
Dzieci ulicy, czyli bezdomność dzieci Króla
Coraz częściej obserwuję wśród nas, chrześcijan, zjawisko, które nazywam „Dzieci ulicy, czyli bezdomność dzieci Króla”. Wolność niejedno ma imię, jednak w tej wolności nie bierzemy pod uwagę, że uniwersalny kościół ma postać lokalnej rodziny, czyli wspólnoty, zboru. Moda na nieprzynależność, to moda na bezdomność. Rodzina Boża, wspólnota wierzących, zrodziła się w Bożym sercu, gdyż On jest wspólnotą Ojca, Syna i Ducha. Tak, wiem, mogłeś być częścią patologicznej, dysfunkcyjnej rodziny, w której duchowi rodzice wyrządzili Ci dużo krzywdy. Jednak nie zmienia to faktu, że wciąż jesteś przeznaczony do bycia częścią społeczności. Zdrowa rodzina nie jest idealna, ma swoje problemy, czasami konflikty, ale to jedyna odpowiedź dla Ciebie. Nie ma zdrowego życia z Bogiem poza wspólnotą. To w niej następuje wymiana: coś bierzesz i coś dajesz. W niej także powołani przez Boga pasterze dbają o Ciebie i chronią, przygotowując do dojrzałości. Zatem spróbuj zadać sobie pytanie: gdzie jest Twój duchowy dom i kto jest Twoim pasterzem? Proszę, nie odpowiadaj, że tylko Jezus. To tak nie działa. Pozornie brzmi dobrze, jednak jest stwierdzeniem fałszywym i szkodliwym dla Ciebie.
Zatem, jak odnaleźć swój duchowy dom? Oto kilka wskazówek:
Szukaj wspólnoty, opierającej swą wiarę na fundamencie Biblii, takiej, w której panuje przyjazna i pełna życia atmosfera.
Szukaj wspólnoty, do której bez oporów zaprosiłbyś znajomych.
Pamiętaj, możesz przechodzić okres zachwytu w stylu: „Jak tu pięknie i idealnie. Właśnie tego szukałem”. Po około dwóch latach rozczarujesz się i będziesz kuszony, aby pójść gdzieś indziej. To normalne, co Cię spotyka, bo nie ma idealnych miejsc. Niby to wiemy, ale ciągle poszukujemy krainy szczęśliwości. Bądź wierny i nie uciekaj.
Nie przestawiaj mebli w domu. Ty jesteś tutaj nowy, ktoś udzielił Ci schronienia. Poddaj się liderom i ich koncepcji prowadzenia kościoła. Dołóż starań, aby związać z nimi swoją drogę i włóż w to całe serce. Zapewne będzie to proces powolny, ale nie możesz wciąż być nieufny. Istnieje duże niebezpieczeństwo, że brak zaufania może Cię kiedyś zupełnie pochłonąć. Nie da się być tylko częściowo, kawałkiem serca, w jakimś miejscu.
Nie porównuj nowej rodziny z nikim i z niczym, przeszłość nie wróci, nawet ta dobra, gdyż wciąż przychodzą zmiany, zmieniają się okoliczności, upływa czas.
Nie wszystko zrozumiesz od razu, może nawet nigdy nie będziesz rozumiał każdego zwyczaju, czy procesu tej rodziny. Jednak nie zniechęcaj się, nasiąkaj kulturą i wartościami nowego miejsca. Bądź aktywnym uczestnikiem życia wspólnoty, wspierając ją sercem i finansami.
Tych kilka myśli niech pomoże Ci zakończyć Twoją bezdomność i zacząć cieszyć się nowymi, pięknymi relacjami w Bożej rodzinie.
Życzę Ci tego z całego serca .